Podróż ze smartfona

Raport Travel Flash opracowany przez firmę Criteo wskazuje dlaczego branża turystyczna inwestuje w mobilne oprogramowanie e-commerce. W 2016 roku, w Polsce udział transakcji mobilnych w całkowitej sprzedaży branży podróżniczej online wyniósł 20% (dla branży sprzedażowej było to 15%). 63% z tych transakcji mobilnych zostało dokonanych z poziomu systemu Android. Inwestycje w aplikacje przynoszą też wzrost liczby rezerwacji z ich poziomu. W pierwszym kwartale 2016 r. aplikacje wygenerowały 57% rezerwacji mobilnych, co stanowi wzrost o 40% w stosunku do trzeciego kwartału roku 2015. Liczba rezerwacji w aplikacjach wzrosła o 3% w ciągu kwartału i 40% w 18 miesięcy.

Na świecie mobilne rezerwacje zostały całkowicie zdominowane przez smartfony. W USA aż 81% rezerwacji hotelowych i 53% rezerwacji lotów zostało wykonanych z poziomu smartfona. Również w Polsce smartfon jest najbardziej popularnym narzędziem zakupowym w branży turystycznej – w minionym kwartale z komórek wykonano 74% wszystkich transakcji mobilnych. Co ciekawe, smartfony sprzyjają rezerwacjom last minute. W marcu 2016 roku 60% rezerwacji last minute w biurach podróży online zostało wykonanych z poziomu smartfona, a całościowy udział urządzeń mobilnych w rezerwacjach last minute wyniósł 67%. Drugie ciekawe spostrzeżenie jest takie, że rezerwacje mobilne podlegają sezonowym fluktuacjom. Ich udział w 2015 roku wzrósł o 21% w okresie od kwietnia do lipca. Taki sam trend przewiduje się w kolejnych latach.

Android Pay w Polsce

Polska to drugi kraj w Europie, w którym można oferować klientom płatności za pomocą Android Pay – usługi, która umożliwia użytkownikowi płacenie za zakupy smartfonem w sklepach i Internecie. Dotychczas Android Pay w Europie było oferowane jedynie w Wielkiej Brytanii. Informacja ta ma niebagatelne znaczenie podczas planowania aplikacji e-commerce dla systemu Android. Głównym warunkiem wykorzystania usługi jest bowiem posiadanie urządzenia mobilnego z systemem Android w wersji co najmniej 4.4 oraz obsługą NFC. Dzięki temu usługa współpracuje z każdym terminalem płatności zbliżeniowych. Obecnie Android Pay obsługiwane jest przez trzy polskie banki: Alior Bank, BZWBK oraz Usługi Bankowe T-Mobile.

Korzystanie z Android Pay przez użytkownika końcowego jest równie proste, co wyciągnięcie z portfela karty zbliżeniowej i dotknięcie nią terminalu. Po wymaganym wybudzeniu i odblokowaniu telefon rejestruje dokonywaną płatność. Wpisywanie kodu PIN przy transakcjach powyżej 50 złotych odbywa się na ekranie urządzenia. Robienie zakupów w aplikacjach e-commerce współpracujących z Android Pay jest jeszcze prostsze – wystarczy kliknąć przycisk pozwalający dokonać zakupu i… to wszystko. Jeśli użytkownik ma skonfigurowany Android Pay w telefonie, nie jest wymagana od niego żadna dodatkowa akcja.

Co dziesiąty prezent z komórki

Według badania przeprowadzonego przez Delloitte, w tym roku na świąteczne zakupy wydamy statystyczny Polak wyda ok. 1121 zł, z czego blisko 500 zł będzie przeznaczone na prezenty. Połowa Polaków zamierza zrobić bożonarodzeniowe sprawunki przez Internet. Co dziesiąty użyje do tego smartfona lub tabletu.

Co jednak kupimy przez te komórki? Lista nie zmienia się od lat – multimedia, technologie oraz odzież. Nie możemy się natomiast przekonać do zamawiania ze smartfonów (za pomocą aplikacji i przeglądarki, a nie połączenia telefonicznego) jedzenia, kosmetyków i AGD. Szczególnie te kosmetyki wydają się zastanawiające, gdyż to jeden z najczęstszych świątecznych upominków. Widocznie wolimy „powąchać flakonik” przed zakupem.

Jak wynika z raportu Deloitte tylko 1/3 internautów czeka z zakupami do ostatniej chwili. 23% robi je w listopadzie, a kolejne 40% w połowie grudnia. Kolejna fala zwiększonego ruchu zaczyna się tuż przed Nowym Rokiem. Ilość wizyt, przeglądanych stron i zaangażowanie użytkowników wyraźnie rośnie już w październiku. Nie pfzekałada się to jednak na zwiększenie sprzedaży. Odwiedzający przeglądają ofertę i planują, natomiast decyzje zakupowe odkładają na listopad i grudzień.

Co powiecie na aplikacje instant na Androida?

Zalej wodą i gotowe – wszyscy znamy napis na daniach instant, prawda? A co powiecie na aplikacje instant na Androida? Instatnt Apps zaprezentowane zostały podczas konferencji Google I/O. W tym wypadku instant oznacza „natychmiastowe”, nie wymagające instalacji. Pomysł polega na połączeniu cech aplikacji www z klasycznymi instalowanymi apkami dla Androida – na takim rozdzieleniu aplikacji na odpowiednio małe fragmenty, by uruchamiały się natychmiastowo, bez konieczności zaglądania do Google Play. Aplikacje takie będą dostępne po kliknięciu odnośnika na stronie www.

Pierwszych kilka aplikacji weszło już w fazę zamkniętych testów. Są to m.in. BuzzFeed, Wish, Periscope i Viki. Nowy rodzaj aplikacji otworzy cały nowy rynek przydatnych programików dostępnych „od ręki” – jest to pomysł na dostarczenie użytkownikom przydatnych funkcji wówczas, gdy nie ma potrzeby instalowania całej, często dużej aplikacji, tylko po to by wykonać konkretną czynność. Jako przykład można podać np. sytuację, gdy wybieramy się do innego miasta. Jest to jednak wyjazd jednorazowy. Na miejscu chcemy zapłacić za parking telefonem. Obecnie trzeba ściągnąć i zainstalować w smartfonie miejską aplikację do obsługi parkingu, tylko po to by po jednorazowym użyciu ją odinstalować. Przy wykorzystaniu Instatnt Apps, będąc na miejscu, po prostu klikamy w jeden link lub zbliżamy telefon do bitcoina… i już. Aplikacja jest wykonywana „w locie”, płatność zrealizowana, a aplikacja znika z telefonu sama. W założeniach Instant Apps mają połączyć szybkość stron internetowych z korzyściami płynącymi z używania zainstalowanych aplikacji.

Od strony technicznej, aby aplikacja mogła być „instant” trzeba ją podzielić na niewielkie moduły (czyli „sproszkować” apkę – jakkolwiek niedorzecznie to brzmi), aby ich małe części uruchamiały się tak szybko, jak to tylko możliwe, bez konieczności dostępu do całej aplikacji.

Wyobraźcie sobie, że zamiast poruszać palcem po ekranie waszego smartfona, po prostu na niego patrzycie, a on wie czego oczekujecie.

Wyobraźcie sobie, że zamiast poruszać palcem po ekranie waszego smartfona, po prostu na niego patrzycie, a on wie że jedno mrugnięcie oczami oznacza wykonaj połączenie, a dwa włącz aparat i zrób zdjęcie. W wyniku prac badawczych prowadzonych w Uniwersytetu Georgii w USA i niemieckiego Instytutu Informatyki im. Maxa Plancka nad nawigacją po interfejsie smartfona lub tabletu za pomocą wzroku, obecnie jest to już możliwe dzięki wbudowanemu aparatowi i okulografii – technice umożliwiającej rejestrację aktywności wzrokowej poprzez śledzenie ruchu gałek ocznych. Celem jest stworzenie oprogramowania służącego do sterowania smartfonem wzrokiem.

Algorytm wykorzystuje przednią kamerę urządzenia do rozpoznawania gdzie w danej chwili spogląda użytkownik. Na obecnym etapie prac osiągnięto dokładność śledzenia rzędu jednego centymetra. Możliwy zakres błędu wydaje się mały, to jednak zbyt mała obecna dokładność rozwiązania nie pozwala wprowadzić go do powszechnego użytku. Aby system stał się niezawodny potrzeba co najmniej dziesięciokrotnie większej rozdzielczości. Ta powinna zostać poprawiona dzięki zbieraniu kolejnych danym. Pracę rozpoczęto od stworzenia aplikacji przeznaczonej na iPhone’a, która zbiera informacje o tym jak ludzie patrzą na telefon w różnych okolicznościach. Wzrok jest rejestrowany frontową kamerą – w tym czasie ekran urządzenia wyświetla pulsujące kropki w różnych miejscach.

Dane uzyskane z pierwszej aplikacji posłużyły do stworzenia następnej, przechwytującej twarz użytkownika. Ten algorytm rozpoznaje pozycję i kierunek, w którym zwrócona została głowa i oczy oraz stara się zauważyć, wzrok użytkownika jest skupiony na ekranie. Aplikacja ma obecnie w bazie dane około 1500 osób. Do zredukowania błędu śledzenia do 0,5 cm potrzeba 10 tysięcy zeskanowanych twarzy, zatem jeszcze sporo czasu minie zanim algorytm będzie w pełni użyteczny.

Gdy to jednak nastąpi śledzenie wzroku stanie się ogólnodostępne i użyteczne. Do czego można to jednak wykorzystać? Bezdotykowe sterowanie nawigacją w samochodzie, zastosowania medyczne (śledzenie ruchu gałek ocznych jest wykorzystywane przy stawianiu diagnozy schizofrenii i wstrząśnienia mózgu), czy zabawa w mobilnych grach – przykłądy można mnożyć.

Top 10 haseł w 2016 roku

Pamiętacie ubiegłoroczne najpopularniejsze hasło świata i jednocześnie zwycięzcę w kategorii „najłatwiejsze do złamania hasło świata”? 123456 wciąż na topie. Niestety, wygrywa także na liście najpopularniejszych haseł świata 2016 roku.

Wygląda na to, że pomimo ostrzeżeń o niebezpieczeństwach związanych z używaniem łatwych haseł, praktyka taka nadal jest powszechna. „123456” wciąż trzyma się mocno i stanowi 17% wszystkich sprawdzonych haseł. Poniżej znajdziecie pełną listę Top 10. Zauważcie, że siedem haseł z pierwszej dziesiątki zbudowanych jest z najwyżej sześciu znaków. Podczas ataku metodą brute-force ich złamanie to kwestia kilku sekund. Co ciekawe, w pierwszej 20. znalazły się hasła „18atcskd2w” i „3rjs1la7qe” – czyżby pierwszy zwiastun, że jednak użytkownicy zaczynają dostrzegać problemy związane z bezpieczeństwem? Nic z tego. To hasła używane przez boty tworzące fałszywe konta e-mail m.in. w celu wysyłania spamu. Niestety, lista najpopularniejszych haseł praktycznie nie zmienia się przez ostatnie lata. Problem nie tyle leży po stronie użytkowników, którzy takie hasła wybierają, co właścicieli stron internetowych, którzy na to pozwalają. A wymuszenie na użytkownikach wpisania przynajmniej ośmiu znaków złożonych z cyfr, liczb i znaków specjalnych nie jest przecież jakimś specjalnie skomplikowanym technicznie zadaniem.

Top 10 haseł używanych w 2016 roku:
1. 123456
2. 123456789
3. qwerty
4. 12345678
5. 111111
6. 1234567890
7. 1234567
8. password
9. 123123
10. 987654321

Ciekawe funkcje do odkrycia Androidzie Nougat

Premiera Androida 7.0 już za nami. Tak, jak przy poprzednich wydaniach, w najnowszym Androidzie znalazło się kilka ukrytych funkcji. Część z nich okazuje się przydatna i zapewne przyczyną ich ukrycia jest to, że mogą być nie do końca przetestowane. Macie ochotę na „pogrzebanie” w systemie swojego smartfona?

System UI Tuner
W polskiej wersji przetłumaczone jako „Kalibrator systemu UI”. Pozwala na wybranie ikon wyświetlanych na pasku powiadomień. Można za jego pomocą włączyć albo wyłączyć wskaźnik Wi-Fi lub połączenia komórkowego, trybu samolotowego, czy alarmów. Jest też możliwość wyświetlania sekundnika przez zegar, a także procentowego wskaźnika naładowania akumulatora w ikonie baterii, włączenia trybu dzielenia ekranu przez przesunięcie palcem w górę od przycisku „przegląd”, czyli ostatnio uruchamianych aplikacji. To bardzo wygodne rozwiązanie – za pomocą jednego gestu możemy zmienić rozmiar okna aktualnie używanego programu i szybko wybrać aplikację, która zapełni drugą część ekranu. W panelu Kalibratora Systemu UI jest także opcja włączenia zaawansowanych ustawień powiadomień – pozwala nadawać priorytet aplikacjom i ustawić sposób w jaki będą nas informować o różnych zdarzeniach. Po włączeniu tej funkcji każda z aplikacji będzie mogła korzystać z jednego z sześciu poziomów uprawień: od kompletnego braku powiadomień, po wyświetlanie ich na różne sposoby.
Żeby odblokować System UI Tuner należy rozwinąć menu szybkich ustawień i przytrzymać ikonę koła zębatego wyświetlaną w górnym prawym rogu ekranu. Ikona powinna zacząć się kręcić, a krótka wibracja dać znać, że dodatkowe funkcje zostały odblokowane.

Tryb nocny
To funkcja, która miała trafić do Androida 7.0 oficjalnie, ale ostatecznie porzucono pracę nad tym mechanizmem. Co ciekawe nie został on usunięty z systemu operacyjnego. Tryb nocny możemy włączyć dzięki aplikacji dostępnej bezpłatnie w sklepie Google Play o nazwie „Night Mode Enabler”. Aplikacja przestawia niedostępne z poziomu interfejsu użytkownika ustawienia i odblokowuje dostęp do trybu nocnego. Przed użyciem tego programiku należy włączyć opisany w poprzednim akapicie Kalibrator Systemu UI. Więcej dlaczego warto w smartfonie korzystać z trybu nocnego przeczytacie tutaj – w skrócie, może on znacznie poprawić jakość waszego snu i ograniczyć kłopoty z zasypianiem, jeśli je macie.

Do 2020 roku, kiedy to na rynku ma znaleźć się 237,1 miliona urządzeń ubieralnych

Raport opracowany przez IDC sugeruje, że w 2019 roku liczba ogólnoświatowej sprzedaży urządzeń typu wearables (smartwatche, opaski fitness etc.) sięgnie dwustu milionów sztuk. 110 milionów egzemplarzy użytkownicy założą już w ciągu najbliższych miesięcy. Oznacza to wzrost sprzedaży o blisko 40% rok do roku.

Raport IDC prognozuje do 2020 roku, kiedy to na rynku ma znaleźć się 237,1 miliona urządzeń ubieralnych. W 2016 roku sprzedaż zegarków i opasek osiągnie 100 milionów urządzeń (72,2 miliony w 2015 roku). Pozostałe 10 milionów urządzeń to wearables „specjalizowane” – wszywane w ubrania, czy wspomagające słuch. Co ciekawe, najsilniejsze marki na tym rynku, czyli Apple Watch i zegarki z Android Wear w 2016 r. Zwiększą sprzedaż o 25% (w 2020 roku o 33%). Liderem w tej kategorii pozostanie Apple Watch. W przypadku systemu Google, liczba wyposażonych w niego smartzegarków wciąż się powiększa. Z uwagi na ujednolicony interfejs i możliwości, producenci zegarków wyposażonych w Android Wear będą konkurować wyglądem i ceną urządzeń.

Według przewidywań najbardziej rozbudowanymi wearables pod względem ekosystemu aplikacji i stopniowej ewolucji systemów operacyjnych pozostaną urządzenia z Android Wear oraz Apple Watch. U pozostałych producentów systemy operacyjne na zegarkach są i pozostaną rzadkością. Obecnie watchOS (Apple Watch) zajmuje pierwsze miejsce w zestawieniu pięciu najbardziej popularnych systemów operacyjnych na smartwatchach. Drugi jest Android Wear. Na dalszych pozycjach znalazł się Tizen Samsunga oraz systemy oparte na linuxie i OS Pebble. IDC przewiduje, że w 2020 roku systemy Google na smartwatchach wysuną się na prowadzenie zestawienia osiągając 40,2% udziałów w rynku.

Przyczyną kłopotów ze snem może być niebieskie światło emitowane przez ekran smartfona.

Jeśli miewacie wieczorem kłopoty z zaśnięciem, powinniście wiedzieć, że przyczyną może być wasz… smartfon.

Wielu z nas nie rozstaje się ze swoim smartfonem w ciągu dnia i ma zwyczaj czytania jeszcze w łóżku przed zaśnięciem. Odkładamy w końcu na bok urządzenie i… nie możemy usnąć. Przyczyną może być niebieskie światło emitowane przez ekran urządzenia. Współczesne ekrany LCD zostały zaprojektowane tak, żeby emitować światło jak najbardziej przypominające słoneczne. W naturze, kiedy słońce zachodzi gaśnie też niebieskie widmo światła. Jeden z fotoreceptorów znajdujących się w ludzkim oku – melanopsyna – reaguje na wąski zakres fali świetlnej (między 460 i 480 nm). Jest to zakres światła niebieskiego. Receptor ten ma za zadanie hamowanie uwalniania melatoniny – hormonu wydzielanego przez szyszynkę, a odpowiedzialnego za regulację cykli dobowych, w tym snu i czuwania. Dzięki temu mechanizmowi nie chce się nam spać w ciągu dnia (przynajmniej w teorii). Ekrany monitorów i urządzeń mobilnych emitują niebieskie światło, aby zbliżyć widmo do słonecznego. Wpatrując się w ekran smartfona po zmroku, dla naszego wzroku ponownie włączamy słońce, produkcja melatoniny jest hamowana, a nasz mózg otrzymuje sygnał „hej, już ranek – wstajemy!”. I nie jasność światła jest największym wrogiem naszego wzroku i snu, a jego właśnie jego niebieska barwowa.

Kilkunastominutowe wpatrywanie się w ekran smartfona w nocy może odsunąć nadejście głębszych faz snu nawet o godzinę. Naukowcy proponują rozwiązanie: niekorzystanie z komputerów, tabletów i smartfonów na trzy godziny przed snem. Nie do przyjęcia, prawda? Warto zatem po zmroku skorzystać z aplikacji do zmiany temperatury barwowej kolorów wyświetlanych na ekranach smartfonów. Ich działanie jest takie samo, niezależnie od aplikacji – przesunięcie widma kolorów w kierunku czerwieni i eliminacja koloru niebieskiego. W skrócie – ekran nabierze odcienia żółto-pomarańczowego. W korzystaniu ze smartfona to nie przeszkadza, a może poprawić jakość snu. Dla smartfonów z systemem Windows i iOS można polecić aplikację f.lux, a dla Androida – Twilight.

Bezpieczeństwo na rynku mobile w 2016 roku

Bezpieczeństwo w IT to obecnie temat na czasie. Próbujemy przewidzieć z jakimi zagrożeniami na rynku aplikacji mobilnych będziemy sobie musieli radzić w 2016 roku.

Ataki na usługi płatnicze
Mobilne usługi płatnicze stają się coraz popularniejsze na naszych smartfonach. Płacenie za zakupy telefonem umożliwiają usługi takie jak Android Pay, czy Samsung Pay. W przyszłości do Polski zawita również zapewne i Apple Pay. Zagrożeniem, które widzimy podczas prób prognozowania polityk bezpieczeństwa jest nie tyle łamanie algorytmów płatności, co odnajdywanie przez cyberprzestępców słabych punktów usług. Np. banki nie weryfikują czy przypisane w smartfonie do usługi płatniczej konto bankowe zostało rzeczywiście wprowadzone do systemu przez jego właściciela. Krótko rzecz ujmując – jeśli złodziej dysponuje naszymi danymi bankowymi, np. wykradzionymi z włamania na stronę sklepu internetowego, aby płacić z naszego rachunku bankowego wystarczy mu smartfon z usługą płatniczą, do którego wprowadzi te dane. Bank nie sprawdza kto wprowadził dane konta – dane są poprawne i każdy kto je ma, ma pełny dostęp do płatności z tego konta. Niezbędne wydaje się opracowanie i wdrożenie dodatkowych metod autoryzacji i uwierzytelniania użytkowników.

Luki w mobilnych przeglądarkach
Mobilne Chrome, Firefox, Safari i Opera – w zależności od używanego w smartfonie systemu operacyjnego i upodobań – przez wielu z nas traktowane są jako podstawowa aplikacja w urządzeniu mobilnym. Należy pamiętać jednak, że są to tylko aplikacje. Podobnie, jak każde inne oprogramowanie mogą zawierać – i zawierają – błędy i luki. To właśnie one staną się celem ataków. Przejmowanie urządzenia przez przeglądarkę jest jednym z najbardziej efektywnych sposobów na uzyskanie nieautoryzowanej kontroli nad smartfonem. I należy się spodziewać, że tak będzie również w 2016 roku. Warto zatem pamiętać o regularnym aktualizowaniu swojego urządzenia – zwłaszcza jeśli w smartfonie mamy trzymamy kart płatniczych

Rozmowa kontrolowana… i nie tylko rozmowa
Ci z was, którzy pamiętają lata 80 XX wieku w Polsce, zapewne pamiętają, jak podczas prowadzenia rozmowy z budki telefonicznej, czasami w słuchawce odzywał się głos „Rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana”. Oznaczało to, że „Wielki brat” słucha… W 2016 roku rolę „Wielkiego brata” przejmują cyberprzestępcy i niekoniecznie są zainteresowani czy plotkujemy o przepisach na kruche ciasteczka, czy omawiamy nowy model sportowego auta, czy może agitujemy przeciwko aktualnej władzy. Podsłuchiwać chcą naszą komunikację – najlepiej tą, która daje dostęp do danych logowania do kont bankowych. Ataki MiTM – Man-in-the-middle – są kolejnym zagrożeniem roku 2016. Dlatego należy zwracać uwagę na dodatkowe aplikacje, które instalujemy w smartfonach. Niesprawdzone aplikacje mogą stać się źródłem luk bezpieczeństwa. Również osoby wykorzystujące niezabezpieczone, nieszyfrowane sieci publiczne, często pozostają nieświadome, że dane automatycznie przesyłane przez urządzenie do internetu, są nieszyfrowane – i szczególnie w przypadku źle zabezpieczonych aplikacji – mogą zostać przechwycone przez osobę trzecią.