Trójwymiarowe produkty dla sklepów internetowych - technologia stosowana przez Entera Studio WWW

Po co zadawać pytania o produkt w sklepie internetowym, kiedy można go obejrzeć z każdej strony? Trójwymiarowe produkty to technologia prezentacji wszelkiego rodzaju produktów w serwisach www e-commerce i prezentacyjnych, pozwalająca w łatwy i intuicyjny sposób zaprezentować kontrahentom i klientom bazę ofertową. Dlatego wciąż rozwijamy stosowaną przez nas technologię trójwymiarowej wizualizacji produktów.

W nowej odsłonie technikę Flash zastąpiliśmy całkowicie kodem HTML5, dzięki czemu, oprócz stron www dla komputerów osobistych możemy stosować tę technikę prezentacji produktów również w sklepach responsywnych i mobilnych. Oprócz zapewnienia pełnego wsparcia dla pozycjonowania produktów zgodnie z wytycznymi Google, wprowadziliśmy również pełną obsługę trójwymiarowych modeli za pomocą dotyku na ekranach dotykowych (od stacjonarnych systemów prezentacyjnych do ekranów telefonów komórkowych i tabletów). Trójwymiarowych modeli produktów możemy bez problemów użyć w większości popularnych platform sklepowych i systemów sprzedażowych, również open source, takich jak Magento, czy PrestaShop.

 

Przykładowy produkt trójwymiarowy

Wizualizacja przestrzenna wózka marki Venicci. Do sterowania obiektem można użyć przycisków kontrolnych lub klikając na wózek i „przeciągając” myszką obracać obiekt.

 

Ecommerce A.D. 2014, czyli o rozwoju handlu w internecie

Branża Ecommerce, czyli handel internetowy, z roku na rok rozwija się coraz bardziej dynamicznie. Według raportu Centre for Retail Research, Polska wyróżnia się w Europie najwyższym wzrostem wartości rynku e-handlu, który rok do roku notuje wzrosty rzędu 30%. Przed całą branżą pojawia się jednak nowe wyzwanie – przypuszczalnie za kilka lat nazwa Ecommerce już nie będzie używana, bowiem… większość handlu będzie realizowana w sklepach internetowych, głównie za pośrednictwem urządzeń mobilnych.

We wrześniu 2014 na Stadionie Narodowym w Warszawie odbędzie się IV edycja Konferencji Ecommerce Trends, organizowana przez Nonoobs, podczas której postaramy się znaleźć odpowiedzi na powyższe zagadnienie. Oprócz tego, jak co roku, pokazane zostaną najciekawsze sklepy internetowe, projekty ecommerce i zaprezentowane najnowsze dane dotyczące rynku, czy najbardziej nowatorskie usługi dla tego segmentu. Jak zawsze, na podsumowania i prezentację co skuteczniejszych rozwiązań możecie liczyć na naszym blogu.

O systemach e-płatności i szyfrowaniu SSL piszą eksperci Entera Studio WWW

Postaramy się dziś wyjaśnić Wasze wątpliwości dotyczące płatności w nieszyfrowanych i szyfrowanych połączeniach SSL w serwisach e-commerce. Kiedy zatem będzie potrzebny certyfikat SSL, a kiedy nie?

Najpierw wyjaśnijmy czym jest SSL – to protokół szyfrowanego połączenia internetowego, w przeglądarce zaznaczający się ikoną kłódki przy adresie www, który wówczas rozpoczyna się od przedrostka https://, zamiast http://. Certyfikaty są różne – od kosztujących ok. 100 zł rocznie do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie. Cena ta zależy w mniejszym stopniu od siły szyfrowania połączenia, w większym od gwarantowanej przez dostawcę certyfikatu sumy ubezpieczenia na wypadek złamania certyfikatu – im silniejsze szyfrowanie i wyższa suma odszkodowań tym droższy certyfikat. Największy problem dla przyszłego właściciela strony www powstaje zazwyczaj wówczas, gdy, po wyborze systemu płatności, zastanawia się nad konkretnym rodzajem usługi oferowanej przez wybranego dostawcę – jedne wymagają połączeń SSL, inne nie i to często nawet w obrębie jednego procesora płatności. I co tu wybrać?

Najprościej mówiąc – to zależy w jaki sposób ma być obsługiwana transakcja i co ma widzieć w tym czasie internauta. Jeśli internauta ma nie opuszczać strony www, z której zainicjował płatność (np. sklepu internetowego), większość systemów płatności wymaga szyfrowanego połączenia SSL, bowiem cała transakcja odbywa się w obrębie strony, na której realizowany jest zakup, a do systemu płatności przekazywane są jedynie wyniki operacji – stąd potrzeba komunikacji między systemami w szyfrowanym, bezpiecznym połączeniu SSL. Jeśli dopuszczamy sytuację, że internauta po zainicjowaniu płatności zostanie przeniesiony do serwisu systemu płatności, protokół SSL nie jest potrzebny, bowiem w macierzystej stronie nie są przetwarzane i przechowywane dane finansowe. Strona jedynie wywołuje system płatności, jednak całość transakcji jest prowadzona i przetwarzana w połączeniu SSL już bezpośrednio na stronie systemu płatności, a do strony www, z której zainicjowano płatność przekazywana jest jedynie informacja zwrotna: zapłacono/niezapłacono. Z której opcji warto zatem korzystać? Niewątpliwie tańszą i mniej kłopotliwą dla właściciela strony www jest opcja druga – nie trzeba bowiem ponosić kosztów certyfikatu SSL i pełnej integracji systemu płatności ze stroną. Wystarczy prosty formularz wywołujący system płatności. Pierwsza opcja jest za to zdecydowanie bardziej korzystna ze względów wizerunkowych – internauta/klient nie opuszcza strony, na której zamawia produkty lub usługi i nie jest przenoszony do strony zewnętrznej firmy (dostawcy płatności), a całość transakcji realizuje i widzi na swoim koncie w naszym serwisie.

Entera Studio WWW na konferencji Meet Magento

Magento to rozbudowana platforma sklepu internetowego rozwijana na zasadach open source. W USA i krajach zachodniej Europy platforma ta bije wręcz rekordy popularności. Również w Polsce oprogramowanie zdobywa coraz większą popularność. Nic dziwnego – Magento, w rękach sprawnego wdrożeniowca, pozwala na zbudowanie wręcz dowolnego sklepu internetowego, a co jeszcze ważniejsze pozwala na w miarę łatwą jego integrację z usługami internetowymi i rozmaitymi systemami sprzedażowymi, czy księgowymi używanymi przez firmy. Dzięki elastycznej strukturze ten silnik e-commerce umożliwia budowanie wysoko zindywidualizowanych platform sprzedażowych dostosowanych do potrzeb danego przedsiębiorstwa.

Pytanie zatem, skoro Magento jest tak przydatne, dlaczego nadal często kojarzy się głównie z sieciowymi multisklepami korporacyjnymi, a nie jako platforma dla „zwykłego użytkownika”. Odpowiedzi doszukiwalibyśmy się w stosunkowo wysokich wymaganiach tej aplikacji dotyczących środowiska serwerowego – zdecydowanie odradzamy Magento jako program do używania na najtańszym hostingu. Na szczęście dla Magento, wraz z oferowaniem coraz lepszych parametrów przez popularne hostingi oraz spadkiem cen usług VPS i serwerów dedykowanych, na oprogramowanie to może sobie pozwolić coraz większa liczba małych i średnich firm planujących ekspansję w Internecie. Zwłaszcza, że jak w przypadku każdego oprogramowania open source, redukcja kosztów zbudowania systemu e-commerce jest znaczna – nie trzeba płacić za oprogramowanie, a koszty ograniczają się do wyboru modelu e-commerce, opracowania szaty graficznej, wdrożenia i szkolenia.

W dniach 4-5 listopada 2013 roku, po raz drugi w Polsce, odbędzie się międzynarodowa konferencja z cyklu Meet Magento. Podobnie, jak w ubiegłym roku, będziemy bacznie śledzić prelekcje i dalsze plany rozwoju tej interesującej platformy e-commerce, którą wykorzystujemy w naszych projektach na co dzień.

Obowiązek zgłaszania zbioru danych na stronie www do GIODO

Często ostatnio pytacie o konieczność zgłaszania do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych stron internetowych, na których są przetwarzane dane osobowe. Od razu odpowiadamy -obowiązek taki rzeczywiście istnieje. Dotyczy to zwłaszcza wszelkich sklepów internetowych i systemów e-commerce, choć nie tylko. Do GIODO najbezpieczniej jest zgłosić każdy system informatyczny przetwarzający i przechowujący dane osobowe, zatem również strony nie oferujące np. bezpośredniej płatności, ale ogólnie przechowujące zbiór danych – np. systemy e-learningowe. Jako zbiór danych osobowych podlegających rejestracji kwalifikują się systemy przetwarzające i przechowujące dane takie, jak:
– imię i nazwisko,
– wizerunek (zdjęcie),
– adres zamieszkania,
– dane ewidencyjne (np. PESEL i NIP),
– informacje, które w połączeniu z innymi danymi pozwalają na identyfikację konkretnej osoby (np. adres e-mail, czy numer IP urządzenia podłączonego do Internetu).

Pytania o odpowiedzialność wobec GIODO pojawiły się wraz ze wzrostem aktywności firm rozsyłających do nieświadomych takiego obowiązku właścicieli stron internetowych propozycje dopełnienia za nich formalności, oczywiście za drobną opłatą, i straszących wygórowanymi konsekwencjami w przypadku niedopełnienia formalności. Sytuacja jest analogiczna, jak w przypadku głośnej dyrektywy unijnej, żartobliwie nazywanej Cookie Monster (Ciasteczkowy Potwór – od postaci z serialu dla najmłodszych Ulica Sezamkowa), nakazującej umieszczanie na stronach www informacji o przetwarzaniu plików cookie. Owszem obowiązek zgłoszenia strony www zbierającej i przetwarzającej dane osobowe istnieje (czyli wg nomenklatury przyjętej w ustawodawstwie – zbioru danych osobowych) , niemniej jednak każdy może w łatwy sposób wywiązać się z niego we własnym zakresie. Wystarczy wypełnić formularz wniosku (nie jest wymagany podpis elektroniczny) dostępny na stronie e-GIODO: https://egiodo.giodo.gov.pl/index.dhtml i… to wszystko. Samo złożenie wniosku jest już równoznaczne z dopełnieniem obowiązku – nawet jeśli dane przetwarzane na stronie www nie kwalifikują się jako zbiór danych podlegających rejestracji lub wniosek będzie niekompletny, obowiązek wynikający z ustawy zostanie dotrzymany, co zwalnia z ewentualnej odpowiedzialności. Dlatego warto taki wniosek złożyć nawet na wyrost. Według przepisów bowiem to do administratora danych należy kwestia identyfikacji posiadanego zbioru danych osobowych, jako podlegającego, bądź nie, rejestracji. Jeżeli zbiór nie podlega ustawowemu obowiązkowi, GIODO odmówi rejestracji i przekaże taką informację zainteresowanemu. Konsekwencje niedopełnienia obowiązku rejestracji zbioru danych w GIODO są tymczasem dość restrykcyjne – jest to czyn zabroniony, zagrożony karą grzywny, ograniczenia wolności lub nawet pozbawienia wolności do jednego roku. Sankcje te nie grożą jednak za zgłoszenie niekompletnego zbioru danych osobowych. Liczy się zatem sam fakt dopełnienia obowiązku.

Nowe zasady korzystania z Google Maps

No i mamy kolejne zamieszanie związane z popularnymi usługami internetowymi. Rozeszła się po sieci niedawno wieść, że za korzystanie z map Google będzie trzeba płacić. I to słono. Rzeczywiście, niedawna zmiana polityki popularnych map Google faktycznie wprowadza opłaty za tę usługę. Wiadomości o gigantycznym „haraczu”, który trzeba będzie płacić sieciowemu koncernowi za posiadanie na stronie www mapki z dojazdem do firmy są jednak mocno przesadzone. Jeśli mapka na stronie www nie notuje więcej wywołań, niż 25 tysięcy na dobę (co przekłada się na 99 proc. stron www) korzystanie z niej nadal będzie bezpłatne. Pytanie jednak na jak długo?

Google coraz bardziej rozprawia się z mitem „bezpłatnych usług sieciowych”. Właśnie zmieniono API popularnych Google Maps – do 25 tysięcy odwołań na dobę z jednej domeny usługa nadal pozostaje bezpłatna, jednak jeśli serwis www jest na tyle popularny, aby tę liczbę przekroczyć… No dobrze – nie będziemy Was zmuszać do przekopywania się przez nader bogatą bibliotekę dokumentów z politykami i zasadami korzystania z usług Google. Opłaty wynoszą 4 dolary za każdy tysiąc załadowań map powyżej 25 tysięcy na dobę, istnieje też opcja zakupu licencji nielimitowanej za jedyne 10 tysięcy dolarów miesięcznie. Co to oznacza dla właścicieli większości stron www? Właściwie nic. Niewiele jest serwisów przekraczających pułap 25 tysięcy odwołań do mapy na dobę. Opłaty będą głównie ponosić zatem bardzo popularne strony www w całości oparte o Google Maps. Skomercjalizowania tej usługi ze strony Google należało się ponadto wcześniej, czy później spodziewać – na utrzymanie, aktualizowanie, rozwijanie i oferowanie map koncern wydaje miliony dolarów miesięcznie. Pytanie tylko jak długo nowa polityka map będzie obowiązywała? To zapewne zależy od poziomu wpływów generowanych po zmianach. Naszym zdaniem – w perspektywie wieloletniej – należy się spodziewać stopniowego obniżania progów odpłatności za odwołania do map, aż do poziomu, gdy niewielkie opłaty (stawialibyśmy na tzw. mikropłatności) będą pobierane od każdej strony www korzystającej z tej usługi.

Oficjalna grafika z okazji 10. urodzin Wordpressa

WordPress świętuje 10. urodziny. Dokładnie 27 maja 2003 roku Matt Mullenweg i Mike’a Little udostępnili pierwszą wersję swojej platformy blogowej. Sami twórcy nie spodziewali się, że niepozorny system do pisania blogów, z czasem rozwinie się w potężne narzędzie, bardziej przypominające zaawansowany CMS do budowy stron www, jak skromne narzędzie blogera.

Dziś WordPress to jedna z najpopularniejszych i najpotężniejszych platform CMS open source, do której – żartobliwie mówiąc – są już chyba nawet wtyczki parzące kawę i robiące naleśniki (wtyczki z przepisami są!). Źródła sukcesu WordPressa upatrujemy w niezwykłej łatwości i intuicyjności obsługi tej platformy, a także dbaniu zespołu tysięcy programistów z całego świata zaangażowanych w projekt (w czym, nie chwaląc się, mamy swój skromny udział) o w miarę sensowny poziom wstecznej kompatybilności. WordPress nie jest bez wad – mamy do niego np. pretensje o dziury w zabezpieczeniach – niemniej jednak drobne wpadki w rękach sprawnego programisty daje się szybko wyeliminować, a zalety WordPressa zdecydowanie przewyższają jego wady. Cóż, za miarę sukcesu niech posłużą dane statystyczne: obecnie na WordPressie oparte jest ok. 17 proc. wszystkich stron www (dane dla całego globu), użytkownicy WordPressa w ciągu każdej minuty piszą ok. 350 artykułów na swoich stronach, platforma została w pełni przetłumaczona na 76 języków, a najnowszą wersję WordPressa pobrano z serwerów projektu 21 milionów razy.

Podstawowe zasady zabezpieczania stron www

Niedawne, nagłośnione w mediach, dwukrotne wyłączenie na kilka godzin serwisu aukcyjnego Allegro sprawiło, że zadajecie nam dużo pytań odnośnie zabezpieczenia stron www przed rozmaitymi atakami z sieci. Zabezpieczenia systemów teleinformatycznych przed niepożądaną ingerencją to temat na tyle szeroki, że powstają o nim dziesiątki prac naukowych, niemniej jednak postaramy się w – bardzo uproszczonych – zarysach przedstawić istotę problemu. W skrócie – naiwnością jest sądzić, że sprawa wyłączenia Allegro to jakiś jednostkowy, nadzwyczajny przypadek. Po prostu hakerom udało się tym razem zablokować ten serwis dość prymitywną metodą zmasowanego ataku DDOS, a że platforma jest popularna, media nagłośniły temat, popełniając przy okazji – jak to media – całą gamę błędów merytorycznych. Z Facebooka, czy Allegro korzystamy wszyscy, jednak mało kto zdaje sobie sprawę z milionów inwestowanych przez duże spółki IT w zabezpieczenia i z nieustannej walki z nieproszonymi gośćmi odbywającej się na zapleczu takich serwisów. Z dozą prawdopodobieństwa graniczącą z pewnością możemy stwierdzić, że do ataków na każdy duży serwis, taki jak Allegro, dochodzi… kilka razy dziennie.

Biorąc pod uwagę ten dość pesymistyczny wstęp, a także fakt, że przed atakami hakerów nie uchronili się nawet tacy giganci jak Googgle, Facebook, Twitter, czy Apple, można sobie zadać pytanie, czy w ogóle warto mieć stronę www? Równie dobrze można by zapytać, czy warto mieć dom? Warto, jednak każdy chroni swój dom przed włamywaczami. W gruncie rzeczy zasady ochrony strony www przed hakerami są zbliżone. Dom chronią przynajmniej dwa zamki w drzwiach, alarm i odpowiednie zachowanie domowników (nie zostawiamy na oścież otwartych drzwi, bo wszystkie zabezpieczenia zdadzą się na nic). Podobnie jest ze stroną internetową – nie zostawiamy na oścież otwartych drzwi. Czy warto jednak popadać w paranoję? Wprawdzie dom można tak zabezpieczyć, że nawet właściciel będzie miał problem z wejściem do niego, stronę internetową również, jednak to mija się raczej z celem i wygodą użytkowania. Jak w każdej innej dziedzinie życia – nic nie zastąpi zdrowego rozsądku. Odwieczna zasada informatyki mówi, że co da się zabezpieczyć, da się i odbezpieczyć. Jest to tylko kwestia czasu i środków poświęconych na złamanie zabezpieczeń.
Wbrew pozorom problem nie dotyczy domorosłych, zazwyczaj niepełnoletnich, „hakerów” obchodzących „dla chwały i sportu” podstawowe zabezpieczenia tysięcy firmowych i prywatnych stron www opartych o popularne rozwiązania CMS, czy spambotach rozsyłających masowo maile lub zostawiających niechciane wpisy w komentarzach – ich działalność każdy może łatwo wykryć i się przed nią zabezpieczyć (nie potrzeba do tego specjalistycznej wiedzy, wystarczy tzw. zdrowy rozsądek administratora, czy właściciela strony i chwila lektury w Internecie) – a w rozwijającej się w błyskawicznym tempie cyberprzestępczości. O ile wizytówkowa strona www małej firmy zupełnie nie leży w kręgu zainteresowań cyberprzestępców, o tyle duży sklep internetowy, portal aukcyjny, czy każda inna strona przetwarzająca dane osobowe i finansowe musi się liczyć z tym, że wcześniej, czy później stanie się obiektem ataku, gdyż przechowuje dane, które mogą zostać zamienione w gotówkę – dane osobowe użytkowników, numery ich kont i kart kredytowych. Jak myślicie ile może być warta pełna baza danych zweryfikowanych użytkowników Allegro, z historią ich transakcji, zainteresowań, korespondencji? Starczyłoby na wykupienie kilku firm takich, jak Entera i jeszcze zostałoby na prywatną, tropikalną wyspę.
Wracając do wspomnianych, domorosłych „hakerów” i spambotów – aby nie mieć z nimi większych kłopotów wystarczy monitorować swoją stronę www i dbać o minimalny poziom jej zabezpieczeń: ukrycie panelu administratora, niestandardowe przedrostki w bazie danych, silne, regularnie zmieniane hasła, niezapisywanie haseł w programach do FTP itp. Oprócz tych podstawowych działań, praktycznie każdy popularny CMS posiada też sporą gamę wtyczek chroniącą przed rozmaitymi, prostymi atakami – ich używanie jest zazwyczaj bezpłatne. Warto pamiętać, że wszelkie zabezpieczenia nie zastąpią najważniejszej czynności odpowiedzialnego administratora – regularnego wykonywania kopii bezpieczeństwa plików strony i bazy danych. Nawet jeśli strona www padnie wówczas ofiarą ataku, szkody będą minimalne – zawsze można przywrócić ją do stanu sprzed ataku, wprowadzając dodatkowe zabezpieczenia. I warto o tym pamiętać.

Oprogramowanie do wideokonferencji Big Blue Button

Big Blue Button to dojrzały projekt oprogramowania wideokonferencyjnego i edukacyjnego opartego na licencji open source. Jest okazja, aby przybliżyć nieco tą ciekawą platformę, jako, że jej popularność wzrasta, aktywnie uczestniczymy w społeczności BBB i mieliśmy przyjemność zastosować to oprogramowanie w kilku ostatnich projektach.

Choć na pierwszy rzut oka Big Blue Button jest programowym serwerem multimediów wręcz stworzonym dla platform e-learningowych, jego zastosowania są znacznie szersze. BBB to nie tylko wideokonferencje na stronie www. Pakiet udostępnia pełną hierarchizację użytkowników, multimedialną tablicę prezentacyjną, system komunikacji live – głosowej i czat (w tym w trybie prywatnym), a także przesyłanie plików. Jest zatem dobrym wyborem nie tylko dla firm szkoleniowych do prowadzenia webinariów. Sprawdza się wszędzie tam, gdzie nie sprawdzi się popularny Skype – od małej firmy do korporacji. Ma jednocześnie większe możliwości, niż wspomniany Skype nieoferujący multimedialnej tablicy. Oprogramowanie to najbardziej obrazowo przyrównać można właśnie do Skypa, jednak nie instalowanego na komputerze użytkownika, a dostępnego z poziomu strony www. Jedynym wymogiem do posiadania BBB jest dość wydajny sprzętowo serwer www – w zamian otrzymujemy prywatnego, firmowego Skypa, bez reklam, kosztów połączeń itd. Wyobraźcie sobie konferencję służbową pomiędzy Tokio, Nowym Jorkiem i Warszawą, z możliwością komunikacji na żywo, wyświetlania prezentacji Power Pointa i wymianą dokumentów, tak jakby wszyscy uczestnicy siedzieli w tym samym pokoju. Wystarczy BBB – do takich właśnie zadań powstał. Czy warto? Koszty biletów lotniczych niezbędnych do zorganizowania takiej konferencji „face to face” są wielokrotnie wyższe, niż ceny nawet najdroższych serwerów dedykowanych.

Przypinanie strony Entera Studio WWW bezpośrednio na pulpit Windows 8

Nowy system operacyjny Microsoftu Windows 8 budzi spore emocje – jedni wychwalają go wniebogłosy, inni nienawidzą od pierwszego wejrzenia. Wszystko przez nową warstwę systemu: kafelkowo-dotykowy interfejs użytkownika Modern UI, znany też jako Metro, kierowany głównie do użytkowników mobilnych urządzeń z ekranami dotykowymi (talety, smartfony). Wprowadzenie dotykowego interfejsu użytkownika do systemu operacyjnego ogólnego zastosowania potwierdza jednak rozwijający się trend: już niedługo internet praktycznie w całości stanie się domeną urządzeń mobilnych. Nie o systemie Windows jednak zamierzamy tu pisać, a o wspomnianym Modern UI, jako, że wprowadza ono jedną istotną nowość dla wszystkich właścicieli stron www i webmasterów – możliwość przypinania witryn bezpośrednio na pulpit Windows 8 w postaci kafelka. Kafelek może być zarówno statyczny (pokazywać grafikę i nazwę strony), jak i aktywny (np. wyświetlać skróty najnowszych wpisów na blogu). Zarówno posiadając stronę www, jak i planując stworzenie nowej strony www warto pamiętać o tej możliwości, bowiem jest to jeden z kanałów promocji witryny ułatwiający użytkownikom powrót na stronę – nie muszą otwierać przeglądarki internetowej, wystarczy, że klikną kafelek na swoim pulpicie.