Wsparcie z FOSA

„Wsparcie w Gdańsku!” to pierwsza tego typu aplikacja w Polsce – nie tylko z nazwy, ale i realnie funkcjonująca na rzecz wsparcia osób z zaburzeniami psychicznymi. Realnie, gdyż po drugiej stronie ekranu smartfonów z Androidem, na których działa ten program, stoją realni ludzie – specjaliści z fundacji FOSA, od wielu lat zajmujący się pracą z osobami doświadczającymi kryzysów i trudności natury psychicznej. Skrót FOSA rozwija się jako Fundacja Oparcia Społecznego Aleksandry, a możliwość uczestniczenia w projekcie finansowanym przez Miasto Gdańsk, mającym na celu zapewnić realną pomoc mieszkańcom miasta borykającym się z problemami natury psychicznej, była dla nas i prawdziwą radością i jednocześnie ciekawą przygodą.

Samo projektowanie aplikacji od strony czysto programistycznej niczym nie różniło się oczywiście od programowania innych aplikacji – lubimy swoją pracę więc zawsze wykonujemy ją z pełnym zaangażowaniem – jednak od strony merytorycznej to już zupełnie inna historia. Fascynujące było obserwowanie jak bardzo zwykły program na Androida, w rękach doświadczonych psychologów, z narzędzia po prostu pomocnego i praktycznego – realizującego swoje funkcje – potrafi zmienić się w narzędzie przyjazne – narzędzie komunikujące się z użytkownikiem językiem dostosowanym do potrzeb grupy użytkowników, do której jest kierowane. Dotychczas z profesjonalnej pomocy w układaniu komunikatów, czy projektowaniu komunikacji wizualnej korzystaliśmy głównie podczas projektowania aplikacji dla dzieci, co wydaje się oczywiste. Tym razem mieliśmy okazję przyjrzeć się podobnej pracy wykonywanej podczas projektowania aplikacji przeznaczonej głównie dla dorosłego odbiorcy. Zaskakujące jak bardzo standardowe alerty, czy komunikaty, do których wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni w oprogramowaniu wszelkiego typu, mogą różnić się, gdy są ściśle kierowane do określonej grupy ludzi. Wychodzi na to, że słowa mają znaczenie.

 

 

Jaką technologię na siebie włożyć?

Styczeń sprzyja wszelkiego rodzaju podsumowaniom i zestawieniom. My postanowiliśmy przyjrzeć się rynkowi elektronicznych urządzeń, które można na siebie założyć, czyli tzw. wearables. Skłoniły nas do tego publikowane w 2019 roku niezależne raporty Canalys i IDG, analizujące ten rynek. Raporty obu firm analitycznych różnią się podawanymi liczbami, jednak jedno je łączy – na pierwszy rzut oka mają wydźwięk entuzjastyczny – rynek urządzeń wearables, po lekkiej zadyszce w roku 2018, w roku 2019 rósł jak na drożdżach o blisko 100% rok do roku. Diabeł tkwi jednak w szczegółach – do kategorii produktów wearables zaliczają się nie tylko zegarki, opaski fitness itp. ale także słuchawki – to głównie ich sprzedaż wygenerowała tak znaczący wzrost. Kategorie produktów takich, jak zegarki, czy opaski fitness też rosną – uśredniając o ok. 40% w stosunku rok do roku – jednak znacznie mniej dynamicznie. Przyjmując uśrednione wartości z zestawień obu domów analitycznych, na światowym rynku sprzedano blisko 180 milionów urządzeń typu wearables. Z czego 48% to słuchawki, 23% opaski fitness, 21% zegarki. 8% stanowiły produkty z kategorii „inne”. Światowym liderem sprzedaży wearables jest Apple – 35%, na drugim miejscu Xiaomi – 14,6%, trzecią lokatę zajmuje Samsung – 9,8%, czwartą Huawei – 8,4%, piątą Fibit – 4,1%, a inni producenci stanowią pozostałe 28,1%.
Na rynku polskim sytuacja jest zupełnie inna – najwięcej do powiedzenia mają firmy oferujące produkty zdecydowanie tańsze od Apple i Samsunga. Liderem polskiego rynku wearables jest Huawei – 32%, goni go Xiaomi – 26%, trzeci stopień podium należy do Samsunga – 22%, a Apple znalazło się na miejscu czwartym – 14%. Pozostałe 6% to producenci „inni”.

Statystyki i analizy swoją drogą, lecz nas z całej tej kategorii produktów interesują najbardziej dwa: zegarki i opaski fitness, jako że są to urządzenia pozwalające na opracowywanie użytecznych aplikacji. Biorąc pod uwagę strukturę sprzedaży widać wyraźnie, że rynek urządzeń tego typu dojrzał. Notuje niezbyt spektakularny, jednak stabilny wzrost, co oznacza, że tam, gdzie jest to zasadne, aplikacja pracująca na nadgarstku użytkownika powinna być ujmowana w planie produkcji oprogramowania, jako wartościowe uzupełnienie „workflow” lub możliwy kanał dotarcia. Na pewno w procesie projektowania środowiska programowego nie warto brać pod uwagę aplikacji na urządzenia ubieralne z tzw. powodów prestiżowych, czy w celach czysto marketingowych – biorąc pod uwagę strukturę rynku, zlecanie produkcji aplikacji na zegarki w takim wypadku byłoby wyłącznie sztuką dla sztuki. Reszta scenariuszy zależy od analizy przypadku. W sytuacjach, gdy ma to uzasadnienie z użytkowego punktu widzenia, wearables powinny być włączane w projekt.

Należy jednak wziąć pod uwagę, że samo planowanie w najbliższym czasie będzie trudne z powodu obarczenia procesu jedną dużą niewiadomą. Rynek wearables, w który ewentualnie warto inwestować, od strony programowej obejmuje trzy główne systemy operacyjne – watchOS (Apple), Tizen (Samsung) i WearOS (Google). O ile pozycja pierwszych dwóch jest stabilna z tendencją wyraźnie wzrostową (razem pokrywają blisko 50% rynku), o tyle sytuacja z WearOS jest zastanawiająca. Google najwyraźniej ma poważny problem z wypromowaniem swojego systemu – obecnie korzystają z niego po części Huawei i Xiaomi, rzadko Samsung, a jednym z największych producentów wykorzystujących system Google jest Fossil – nie ujęty nawet w raportach Canalys i IDG. Sytuacja WearOS jest zatem niepewna. Czy niedawne przejęcie firmy Fibit przez Google coś tutaj zmieni? Czas pokaże.